Ze społecznością od 10 lat

OSL kosztuje niewiele, ale kosztuje – mówi Ewa Kłosowska dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wejherowie w rozmowie z Moniką Makowiecką.

Monika Makowiecka: Środowiskowa metoda pracy socjalnej jest obecna w wejherowskim ośrodku od dziesięciu lat, jak wyglądały początki jej wdrażania?

Nasz pierwszy projekt, który powstał prawie dziesięć lat temu nosił nazwę „Jedna pani, drugiej pani”. I dokładnie polegał na tym, żeby kobiety nawzajem sobie pomagały, wspierały się. Zdecydowaliśmy się na ten krok ponieważ widzieliśmy, że wypłacane zasiłki niewiele im dają – rozwiązują jedynie doraźne problemy. Pewnego dnia zebraliśmy młode matki, niepracujące kobiety, które już odchowały swoje dzieci, samotne panie. Przedstawiliśmy im parę pomysłów, zachęciliśmy do aktywności. Udało się. Kilka z nich zaczęło uzupełniać wykształcenie, kilka uruchomiło drobne usługi, typu pieczenie ciast domowych. Włączyliśmy się w poszukiwanie podręczników, wolontariuszy do opieki nad dziećmi, a także poszukiwanie pracy. Rzeczy potoczyły się szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Ale było to również spowodowane specyfiką grupy, osoby ją tworzące były  aktywne – im z pewnością chciało się chcieć. Pomyślna współpraca z grupą kobiet, pozwoliła uwierzyć w tą metodę. Oczywiście, wtedy nawet nie przypuszczaliśmy, że za kilka lat będziemy standaryzować metodę środowiskową. Gdy nadarzyła się okazja uczestniczenia przez nasz ośrodek w projekcie „Tworzenie i rozwijanie standardów usług pomocy i integracji społecznej”, uznałam, że wejście w projekt jest właściwym momentem, aby to co robimy od lat, nazwać,  uzupełnić i wzbogacić.

Jakie inne formy aktywności, podejmowały Panie na przestrzeni ostatnich 10 lat?

Kilka przykładów: w piwnicy jednej ze szkół  został zorganizowany klubik dla dzieci, których mamy uczyły się wieczorowo. Potem udało się utworzyć świetlicę, która funkcjonuje do dziś. Robiliśmy zbiórki podręczników, zabawek. Powstało „małe biuro małej pracy”, czyli miejsce gdzie była informacja o drobnych doraźnych pracach. Kilka mam przygotowało teatrzyk kukiełkowy dla dzieci. Wspólne działanie spowodowało, że panie  zżyły się ze sobą, wspierały w kolejnych inicjatywach. Kobiety tworzyły również gazetkę, był to miesięcznik,  w którym pisały między innymi o swoim bezrobociu.  To było jak  terapia! Pisały, jak się poczuły gdy zaczęły być aktywne. My do dzisiaj te kilkanaście pań spotykamy, niektóre pracują, niektóre są już po studiach, usamodzielniły się, ale podkreślam – im chciało się chcieć. Potem realizowaliśmy duży projekt, pn. „Twoje życie, Twoja praca, twój styl”, w którym było mnóstwo elementów OSL-owskich. Organizowaliśmy społeczność śródmieścia  Wejherowa przy okazji rewitalizacji tej części miasta.

Przygotowując ośrodek do wdrażania metody OSL, w roku 2011 wprowadziła Pani pewne zmiany, jaki jest ich zakres?

Wprowadziłam zmiany w statucie, w regulaminie organizacyjnym, zmiany w strukturze instytucji. Obecnie w ośrodku funkcjonuje Dział Pomocy Instytucjonalnej, w którego zadaniach mieszczą się grupy samopomocowe, klub seniora, świetlice, wszelkie działania kierowane do zbiorowości kategorialnych lub terytorialnych. Jest zatrudniony kierownik i dwóch pracowników socjalnych, w tym jeden tylko i wyłącznie skupiony jest na pracy środowiskowej. Dział bardzo ściśle współpracuje z Klubem Integracji Społecznej, którego zadania często się przenikają z OSL. Do  projektów włączają się pracownicy socjalni, jeśli  rzeczy dzieją się w ich rejonie. Do pracy włączał się kierownik projektu systemowego, bo w nim także były realizowane zadania polegające na pracy środowiskowej.

Według jakich kryteriów  dobierała Pani pracowników do pracy metodą OSL?

To nie ja wybierałam, to oni sami się wybrali. Staram się w miarę możliwości, by pracownicy specjalizowali się w tej  dziedzinie pracy socjalnej, która jest im bliska, w której dobrze się czują. W pracy socjalnej to bardzo ważne – pracujemy przecież sobą.  A gdy pojawiła się możliwość przystąpienia do wspomnianego projektu, do udziału w szkoleniu same aplikowały dwie pracownice. Wspierały je koleżanki i koledzy, również otwarci na nowości.

Dostrzegła Pani zmiany w kompetencjach organizatorek społeczności lokalnej uczestniczących
w szkoleniach z zakresu OSL.

Zdecydowanie tak. U obu pań  obserwuję spokój i dystans, nie robią  rzeczy nerwowo, nie oczekują natychmiastowych rezultatów i mają świadomość procesu. Posiadają wiedzę i dużo umiejętności, potrafią wydobyć z ludzi dobre cechy, i to jest bardzo cenne. Z tym, że jedna z uczestniczek szkolenia pracuje obecnie na rzecz ofiar przemocy, ale wprowadza wiele elementów OSl-owskich do swoich działań, szczególnie profilaktycznych.

Praca OSL nie może być realizowana w pojedynkę, jak współpracują pracownicy socjalni pracujący
w terenie i osoby zajmujące się OSL?

To jest partnerska relacja, ale muszę zauważyć , że nie zawsze tak było. Niektórzy, szczególnie starsi, może nawet wypaleni zawodowo pracownicy socjalni są/byli  nastawieni, co najmniej „ze wzruszeniem ramion”,  nie było to do końca ani niedocenianie, ale i nie cenienie.  Wykorzystałam moment, kiedy pojawiły się bezpłatne szkolenia: Organizowanie społeczności lokalnej – aktywna pomoc społeczna, by niemal wszyscy pracownicy wzięli udział w tym szkoleniu. Dzięki uczestnictwu bardziej zrozumieli na czym polega OSL, to przełożyło się na lepszą współpracę z naszą organizatorką społeczności lokalnej – panią Hanią Osowską.

A jakie korzyści Pani zdaniem płyną z wdrażania metody OSL, zarówno dla ośrodka pomocy społecznej jak i mieszkańców organizowanych społeczności?

Można tu szczegółowo mówić o tym, jak każdy z projektów zmieniał lokalną społeczność powołując się  na statystyki, ankiety, rezultaty miękkie, twarde, itd. Uważam jednak, że to co najbardziej należy podkreślić to jest ta siła, która budzi się w ludziach. To nie jest slogan. My to widzimy.

Natomiast dla ośrodka jest to narzędzie, które mam nadzieję stanie się równoprawne z innymi dotąd stosowanymi. I nie „zamiast” ale obok, równolegle. Jestem przekonana, że pomoże też zmienić wizerunek ośrodków – już nie biurokracja, już nie kasa do wypłacania zasiłków, ale miejsce skąd bierze się siła, by inni ją mogli mieć.

Organizowane społeczności się zmieniają, w jaki sposób w Pani Ośrodku jest dokumentowana praca z mieszkańcami?

Każdy projekt ma swoje zakończenie, podsumowanie, jest tworzony raport. Regularnie obserwujemy co się dzieje w społeczności, zbieramy informacje od mieszkańców, oprócz tego wykonujemy nagrania filmowe, gromadzimy materiały przygotowywane przez lokalne media. Jest tworzona podstawowa dokumentacja i nie miałam jeszcze powodu myśleć, że to jest za mało.

Ile kosztuje wdrażanie metody OSL w Pani instytucji, co jest tutaj największym kosztem?

OSL kosztuje niewiele, ale kosztuje. Do tej pory do sfinansowania  etatu pracownika socjalnego oraz niektórych działań wykorzystywaliśmy jedynie pieniądze z Unii Europejskiej, odbywało się to w ramach projektu systemowego, który ośrodek realizuje. Udało mam się połączyć pracę z indywidualnym beneficjentem z działaniami na rzecz społeczności lokalnej. Ale Projekt z końcem roku zamyka się. Staniemy przed koniecznością reorganizacji pracy ośrodka. Mam stanowczo za mało etatów dla pracowników socjalnych by móc jak dotąd pracować.

Czy można przyjąć, że możliwe jest wdrażanie metody OSL bez wsparcia ze środków unijnych, ale mając środki na etaty dla organizatorów społeczności lokalnej?

Tak, jestem przekonana, że można. Ale też chodzi o jakość, rozmach. Etat organizatora to największy koszt. Oczywiście cudownie jest zaplanować budżet jakiegoś przedsięwzięcia nie szukając sponsorów. Ale jednocześnie sponsorzy są naszymi partnerami, to jest właśnie budowanie sieci.

Dużo mówiła Pani o tym, że jedne działania mobilizowały do podejmowania kolejnych, ale zdarzały się też chwile zwątpienia, jakie trudności towarzyszyły pracy w społecznościach?

To wielokrotnie i na wszystkie sposoby omawiany problem naszych beneficjentów: postawy roszczeniowe, bierność, uzależnienia. Nie udało nam się pracować z lokatorami  stosunkowo nowego budynku socjalnego. No i jednak muszę powiedzieć, że jednak wiele rzeczy rozbija się o etaty i o pieniądze na wynagrodzenia i na podstawowe wydatki. Nie na wszystko można znaleźć sponsora, nie wszystko można sfinansować ze środków unijnych. Martwię się o przyszłość OSL w naszym ośrodku.

Dziękuję za rozmowę