Człowiek nie żyje w próżni (część II)

Zapraszamy do przeczytania drugiej części wywiadu z Dorotą Rybarską – Jarosz, dyrektorką Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Szczecinie

Pierwszą część wywiadu możecie przeczytać tutaj

Działania środowiskowe ułatwiają ludziom zawiązywanie relacji, budowanie systemu oparcia społecznego i samopomocy mówi Dorota Rybarska – Jarosz, dyrektorka Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Szczecinie w rozmowie z  Moniką Makowiecką.

 

Myśli Pani, że organizowanie społeczności lokalnej jest szansą daną społeczności?

Zdecydowanie tak. W zespole pracowników ROPS dyskutujemy o pracy ze społecznościami. Transmitujemy doświadczenia, łączymy ludzi, którym się udało z tymi, którzy mają podobny problem. Stwierdziliśmy, że możliwe są dwa modele, jeden, gdzie wprowadza się do danego środowiska czynnik zewnętrzny, czyli impuls będzie pochodził od animatorów. Bądź też drugi model, który da wsparcie ukrytemu, trochę dzisiaj zniechęconemu liderowi z danego środowiska. I wyłowienie takiej osoby, danie jej wsparcia, ładunku energii – z naszego punktu widzenia jest równie cenne. Umiejętność pracownia na energii nawet jednego człowieka, sprzyja ożywianiu środowiska lokalnego.

Zatem jakie dostrzega Pani efekty pracy metodą środowiskową dla społeczności lokalnej i osób które uruchamiają proces organizowania społeczności, czyli dla pracowników ośrodków pomocy społecznej?

Zacznę od negatywnych. Czasem bywa tak, że organizowane społeczności nagle pojawiają się na spotkaniach Rady Gminy i zaczynają samodzielnie artykułować swoje potrzeby, oczekiwania, składają jedno pismo, drugie, mieszkańcy wyraźnie czegoś chcą. Jest to dla niektórych włodarzy problem, często oni są już przyzwyczajeni do tego, że nikt nic nie chce.  Ale oczywiście z punktu widzenia zupełnie obiektywnego, jest to dobra zmiana.

A jakie są inne pozytywy?

Cały czas rozmawiamy o tym z naszymi pracownikami socjalnymi, na spotkaniach doradców w środowiskach lokalnych. Rozmawiamy o idei zmiany, że dzisiejszy pracownik socjalny to nie ten sprzed 6-7 lat, że idziemy w zupełnie nowe tory – pracy z klientem „zbiorowym”. Już wiemy, że nie sprawdziła się praca indywidualna w pomocy społecznej. Dlaczego? Bo człowiek nie żyje w próżni. Bardziej niż nam i jemu samemu się wydaje – jest zależny od więzi i relacji społecznych, w których żyje. Nie powinno się „wyjmować” człowieka z rodziny, z otoczenia. Nawet jeśli nie ma rodziny, to więzi emocjonalne buduje z kimś w środowisku sąsiedzkim czy środowisku pracy, dlatego wspólnota staje się bardzo ważna. Nierzadko staje się substytutem rodziny. Tym bardziej w naszym regionie, gdzie główny model rodziny to samotna matka i dziecko albo babcia i wnuczek, bo rodzice są za granicą i tam zarabiają pieniądze. Po pierwsze, działania środowiskowe ułatwiają ludziom zawiązywanie  relacji, budowanie systemu oparcia społecznego i samopomocy. Po drugie, to co jest najcenniejsze – pomagają im odzyskać godność, stać się samodzielnymi (choć bywa, że wcześniej nie mają świadomości, że jest coś takiego jak godność własna). Przykład – kiedy jestem aktywna, uruchamiam własne umiejętności, to nawet jeśli korzystam jeszcze z zasiłku, robię coś, co jest komuś potrzebne. Jeśli zrobię na drutach coś, co sąsiadka ode mnie kupi – to zarabiam w prosty sposób własną pracą. Jeśli nie zapłaci mi za ten sweter, ale jej mąż za to pomaluje mi mieszkanie – to już dwa odrębne gospodarstwa, dwie rodziny – zaczynają ze sobą kooperować. To nie jest etatowa praca, ale aktywność życiowa, która na pewno poprawia jakość życia i daje poczucie godności w grupie.   System wymiany usług jest także naszą ideą. Po trzecie, bardzo często takie obudzone wspólnoty, zaczynają coś robić razem. Wcześniej, gdy był problem, to postawa wobec gminy była czysto roszczeniowa, np.: „zróbcie coś, żeby te nasze dzieci do szkoły dojechały”. A tu na takiej kolonii nie ma drogi, gmina jest tak biedna, że jej nie zbuduje, a autobus po leśnej drodze nawet przejechać nie może. Teraz okazuje się, że potrafią się dogadać i uruchomić jeden samochód, żeby czwórkę dzieci zawieźć do szkoły.

Co pomagało w osiąganiu omawianych zmian? Jaki udział mają pracownicy socjalni?

Absolutnym zamazaniem obrazu byłoby powiedzenie, że świetnie jest wszędzie. Nie, tak nie ma. Ale śmiało mogę powiedzieć, że 1/3 naszych pracowników socjalnych, których w regonie mamy mniej więcej 800, rozumie ideę pracy środowiskowej. Wiedzą, że człowiek nie funkcjonuje bez otoczenia, że jeżeli chcemy zmienić jego życie i nie możemy do niego trafić  z rozmaitych powodów, to przez zmianę otoczenia stwarzamy mu zupełnie nowe warunki. Mało tego, on sam podejmuje decyzję o zmianie w swoim życiu. I nie pod wpływem jakiegoś „urzędnika”, ale pod wpływem „fali”, jaką daję mu otoczenie i jego najbliżsi. Już część pracowników socjalnych pracuje, jak ja to nazywam, metodą ożywiania środowiska lokalnego i to nas ogromnie cieszy. Jesteśmy zapraszani na wydarzenia i spotkania lokalne. Okazuje się, że czasami ta pierwsza rzecz, np. zbudowanie piaskownicy z dwójką aktywnych rodziców, budzi innych. Zrobione wspólnie to jest sukces.

Na jakie wsparcie ze strony ROPS mogą liczyć pracownicy socjalni, którzy już pracują ze społecznościami lub chcieliby się takiego sposobu pracy nauczyć?

Organizowane przez nas szkolenia dotyczyły każdego roku albo wprost metody calowskiej albo szerzej – środowiskowej. W roku bieżącym przygotowujemy edycję poświęconą pracy środowiskowej. Poza tą formą wsparcia, uczestnicy szkoleń otrzymują superwizję i doradztwo. Są one szalenie ważne, zapraszamy do naszej siedziby, ale i sami jeździmy do ośrodków. Nasi doradcy mają duży potencjał, również dlatego, że sami są calowiczami. Oni wchodzą i od razu mówią – masz problem? Siądźmy nad zasobami, mogę ci pomóc, ale dalej pracujesz sam. Najlepiej, zbuduj sobie zaplecze, jeżeli w przeciągu dwóch tygodni uda ci się zebrać osoby z miejscowości, kogoś ze sklepu, radną, nauczyciela, przyjadę i popracujemy nad tym, jak założyć partnerstwo, może się uda. Towarzyszą pracownikom, bo oni potrzebują wsparcia, żeby ktoś był z nimi, choćby na pierwszym spotkaniu. Ja z daleka obserwuję te zmiany i są one dla mnie niesamowicie budujące.

Zapraszamy zatem pracowników socjalnych do pogłębiania zagadnienia, do współpracy  z ROPS,  budowania wspólnot lokalnych. Zaproszenie to kierujemy nie tylko do przedstawicieli instytucji, ale i organizacji pozarządowych?

Tak, jak najbardziej. Wcześniej strasznie doskwierało nam to, że nie możemy udzielać doradztwa organizacjom, czasem maleńkim, sportowym, szkolnym (takie były zasady POKL, ale to się na szczęście zmieniło). A są to zasoby, które mogą zainicjować ważną zmianę. Odkrycie potencjału, jest to coś najpiękniejszego w tej pracy. Rola ROPS to, między innymi, reagować na towarzyszące organizowaniu społeczności trudności, bo czasami trzeba rozładować napięcie między ludźmi, jakiś konflikt, czasem pozwolić się uwolnić energii, żeby coś się zadziało. Czasami trzeba wzmocnić lidera środowiskowego, poprzez bycie przy nim, towarzyszenie w działaniu. A czasami – na grzecznym wproszeniu się do danego środowiska, bo wyraźnie widzimy, że publiczne instytucje odcinają się od działań społeczników, od działań środowiskowych. Wolą iść utartym szlakiem, są bardzo bierne, ich pracownicy nie korzystają ze szkoleń, doradztwa. Nasze działania są delikatne, bo dopóki inicjatywa czy pomysł na zmianę nie będzie ich, oddolny, to nie będzie miał sensu.

Mówi Pani o trudnościach wynikających z bierności instytucji, jak doradcy radzą sobie w ich pokonywaniu?

W naszym województwie są miejsca, gdzie brakuje dostępu do informacji, więc i do wiedzy. Utrudnia go ograniczony dostęp do internetu, brak środków na wyjazdy dla samorządowców. Nie dostrzegają oni jak zmienia się świat, nie mają czasu, aby śledzić nowe rozwiązania. Czasem brakuje przychylności dla powstających organizacji pozarządowych. Tak było i tak jest. I tutaj z pomocą przychodzą doradcy ROPS pełniący rolę animatorów. Skrzętnie też wykorzystujemy autorytet marszałka, bo jako ROPS jedziemy do społeczności, jako przedstawiciele marszałka, a urząd marszałkowski posiada autorytet w regionie. Wtedy też  jest inny odbiór i większa otwartość na nas. I to, co jest najważniejsze, to praca na relacjach i mnożenie kapitału relacji, musimy być wszędzie w regionie żeby utrzymać więź i budować zaufanie.

Jaka jest recepta na utrzymanie tych więzi?

Trzeba pracować bardzo dużo. Trzeba pracować po godzinach, trzeba zbudować taki zespół, który rozumie znaczenie tego kapitału i ideę zmiany społecznej. Nie urzędników – tylko właśnie animatorów, którzy mają potrzebę bycia z innymi i są otwarci na pracę po godzinach – co jest bardzo trudne. Mój zespół cały czas jest w terenie. Sama też się angażuję, na przykład w najbliższą sobotę będę w Koszalinie, bo jest tam debata na temat polityki rodzinnej. Jeździmy wszyscy bardzo dużo, również ja i mój zastępca mamy spotkania w terenie. Ten koszt zwraca się w zaufaniu, którego nie można potem zawieść.

Przede wszystkim jesteście wśród ludzi.

To tak jak organizator społeczności lokalnej musi być tam, gdzie są problemy i potrzeba aktywności, czyli w społecznościach,  my musimy być w regionie. Różne wydarzenia organizowane przez ROPS nie mogą się odbywać tylko w Szczecinie, ważne jest organizowanie spotkań, konsultacji, dyskusji czy warsztatów – także w miastach powiatowych.

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia w krzewieniu organizowania społeczności lokalnej.  

Dziękuję również